W latach 1899-1900 Rainer M. Rilke dwukrotnie podróżuje po Rosji. To wydarzenie jest początkiem dojrzałej twórczości tego, wówczas młodego, austriackiego poety. Ogromne przestrzenie, rosyjska cerkiewna intuicja duchowa, spotkanie z Lwem Tołstojem w Jasnej Polanie naznaczają całą dalszą twórczość niespokojnego poety i tułacza. Pierwszym owocem podróży jest zbiór wierszy Księga Godzin, ułożony na kształt modlitewnika mnicha rosyjskiego. Wiersz-modlitwa Godzina się zniża otwiera ten tom poetycki1. To, co pozostawił Rilke, jest jak marmurowa bryła, z której zainspirowany czytelnik powinien wydobyć swój własny, interpretujący kształt.
Godzina się zniża, dotyka mi czoła
metalem swych czystych brzmień
Modlitewna godzina zniża się do człowieka, nie jest tworem jego pobożnej twórczości, lecz stanowi dar Boga. Człowiek zostaje dotknięty modlitwą dużo wcześniej, niż przypuszcza. Kobieta z Samarii rozmawia z Chrystusem przy studni – modli się, nie ogarniając jeszcze teologiczną refleksją wydarzenia, w którym uczestniczy. Modlitewny, boski dialog pomiędzy Ojcem i Synem w Duchu Świętym rozpoczyna w Chrystusie dialog z człowiekiem. Nie ma nic bardziej realnego niż ten dialog. Dotyka on czystym, metalowym brzmieniem – jakby uderzeniem. W tym modlitewnym dialogu został stworzony świat i człowiek, w nim dokonało się dzieło Odkupienia.
I drżą moje zmysły. I czuję: podołam –
i chwytam plastyczny dzień.
Człowiek rodzi się z modlitwy, a nie modlitwa z człowieka. W człowieku dotkniętym modlitwą rodzi się życie. Drżące zmysły przeprowadzają realny świat w głębię ludzkiej wrażliwości, gdzie rodzi się pragnienie i przekonanie – podołam. Zmysły odbierają całą rzeczywistość, także w jej wymiarze nadprzyrodzonym. Dotknięte bowiem modlitwą, ukazują swoje duchowe oblicze. W tradycji Kościoła istnieje przekonanie o istnieniu duchowych zmysłów, które odbierają duchowy wymiar świata. Zmysły niedotknięte modlitwą odbierają świat bardzo wąsko, zbyt materialnie. Taki odbiór naznaczony jest lękiem, rozczarowaniem – otaczająca rzeczywistość jawi się wtedy coraz bardziej jako nudna, twarda i nieplastyczna.
Zmysły drżą, napięte jak struny, pomiędzy ich wymiarem materialnym i duchowym. Na tych strunach rodzący się dzień wygrywa urzekającą melodię. Dzień jest wtedy jak miękki, plastyczny materiał, który czeka na rzeźbiarza. Człowiek chwyta dzień jak twórca, a nie jak skazany na nieszczęście niewolnik.
Nic jeszcze nie zaszło, aż wzrok się przekona,
ruch wszelki wstrzymany nagle.
Nic nie może się wydarzyć bez modlitwy. Poszczególne chwile dnia czekają w bezruchu jak twarze muzyków wpatrzone w ciszy w dyrygenta, aż jego wzrok się przekona, że można już podnieść rękę.
Spojrzenia dojrzały i jak narzeczona
jest rzecz, gdy ktoś jej zapragnie.
Aby dojrzale tworzyć, działać, trzeba wpierw dojrzale spojrzeć. Dojrzałe spojrzenie to drżące zmysły dotknięte przez zniżającą się modlitewną godzinę, jak struny przez boskiego artystę. Ta bosko-ludzka harmonia zmysłów uszlachetnia wzrok spojrzeniem. Jego dojrzałość ujawnia się także w miłości do rzeczy wypełniających dzień. W spojrzeniu rzecz jawi się jak narzeczona, która podchodzi, gdy jej ktoś zapragnie. Można kształtować tylko to, co się kocha w oblubieńczym związku. Zmysły niedotknięte modlitwą widzą wszystko, także ludzi, jak rzeczy, z których ewentualnie można zbudować własny, egocentryczny dom. Pragnienie to jest iluzją – niekochane rzeczy odchodzą albo pozostają, odbierając wolność.
I nic mi za małe i wielbię je śpiewem
w tle złotym malować je muszę.
W modlitewnym spojrzeniu świat nie dzieli się na rzeczy czy sprawy wielkie albo małe. Ludzi modlących się można rozpoznać po pragnieniu uproszczenia życia. Nie ma dla nich lepszych i gorszych miejsc przy stole, mniej lub bardziej nobilitowanych ludzi. Prostota i ubóstwo pociągają ich, jakby wyczuwali w nich tajemniczą obecność. Natura z natury swej jest prosta i uboga. Wszelka próba „ubogacenia” jej sztucznymi tytułami, godnościami świadczy o wewnętrznej ślepocie, o nieodkryciu jej niepowtarzalnego bogactwa.
W tradycji chrześcijańskiej od samego początku istnieje przekonanie, że żyjemy otoczeni światem symboli, które są jak bramy wprowadzające w świat godziny, która się zniża. Delikatna gałązka pokryta śniegiem, kwietniowe pąki, walc a-moll Chopina, uśmiechnięty pasterz w górach z garnkiem świeżego mleka, prostoduszny proboszcz z brewiarzem w ręku nauczą więcej niż przepudrowane intelektualnie odczyty. Modlitewna godzina wybiera ubóstwo, aby swoim ubóstwem ubogacić. Prosty bukiet polnych kwiatów podarowany z miłością w swej symbolice ubogaca bardziej niż drogi prezent, którego bogactwo nie przekracza granic jego zamkniętego bez-symbolu. W niektórych przenikniętych religijnym zmysłem kulturach można podziwiać ciekawe motywy artystyczne. Na złotym tle malowane są delikatne gałązki, ptaki, drobne kwiaty i owoce – jakby ikony przeniknięte tajemniczym światłem. Modlący się człowiek maluje spotkane rzeczy i ludzi na złotym tle, jak kapłan, który w złotych naczyniach wznosi ku górze odrobinę prostego chleba i wina, aby pokazać ich odwieczne bogactwo:
i trzymam wysoko, i komu dziś, nie wiem,
uwalnia z więzów duszę...
W tym wydarzeniu nic nie pozostaje kurczowo zatrzymane w kręgu modlącego się „ja”. Godzina, która się zniża, chroni przed izolacją. Modlitwa chrześcijańska ma realny wpływ na innych ludzi, którzy doświadczają jej owoców. Nie tylko modlący się doświadcza uwolnienia z więzów egocentryzmu. Doświadczają tego także ci, którzy być może się nie modlą. Ta świadomość towarzyszy ludziom wierzącym od samego początku chrześcijaństwa. Gdy na przykład, modląc się, nie doświadczają obecności Boga, przeczuwają, że być może ktoś, kto się nie modli, dzięki temu odczuje Jego obecność.
Pozostanie także ostatecznie tajemnicą, jak wiele i my sami zawdzięczamy modlitwie innych, być może nieznanych osób.
Kto nie doświadcza „bycia dla”, modląc się, będzie coraz bardziej rozczarowany produktami swojej niespokojnej aktywności. Czy można się wtedy dziwić, „że przedsięwzięcia duszpasterskie kończą się niepowodzeniem, pozostawiając w sercu obezwładniające uczucie frustracji” (NMI, 38)? W wydarzeniu chrześcijaństwa więź pomiędzy owocnością modlitwy i czynu jest nie tylko – w powierzchownym rozumieniu – moralna, ale i bezwzględnie ontyczna.
Księga Godzin – brewiarz Rilkego – może zadziwić swoją teologiczną i antropologiczną głębią. Ten modlitewnik świeckiego człowieka kładę blisko Liturgii godzin, kapłańskiego brewiarza. Gdyby człowiek świecki nigdy mnie nie zainspirował, okazałbym się naiwnym księdzem.
1. Godzina się zniża, w: R. M. Rilke, Poezje, tłum. M. Jastrun, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 7.
Zdjęcia, nagrania, wspomnienia
prosimy przesyłać na poniższy adres mailowy.
Większe pliki można przekazywać za pomocą Wetransfer.com, Google Drive lub Dropbox.
Celem nawiązania kontaktu
prosimy o podanie imienia, nazwiska, numeru telefonu (lub adresu e-mail).
Zastrzegamy sobie prawa skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.
+48 509 987 382
osoba odpowiedzialna
dr Ryszard Paluch
Wszelkie prawa do zawartych na stronie materiałów (utwory tekstowe, audio, foto, wideo i inne) są zastrzeżone i objęte prawem autorskim. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości serwisu internetowego www.kskrzysztofgrzywocz.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż, wykorzystanie do publicznego odtwarzania (całości lub fragmentów utworów) są - bez uprzedniej pisemnej zgody administratora - zabronione i mogą stanowić naruszenie ustawodawstwa o prawie autorskim.