Niezmiennie głośnym krzykiem otchłań mego ducha
Otchłani Boga wzywa: powiedz, głębsza która?
Angelus Silesius
Istnieją pojęcia, które w istotny sposób wpisują się w historię człowieka. Pośród nich szczególne miejsce zajmują dwa: mistrz i święty. Święci byli i są mistrzami, którzy potrafią wskazać właściwą drogę w dramatycznych labiryntach dziejów. Istnieje także tendencja do usprawiedliwiania rozdziału tych dwóch pojęć, próba wykreowania mistrza bez otoczki „dalekiej i nieosiągalnej świętości”. Pojęcie „mistrz” ogranicza się wówczas do bardziej peryferyjnych rejonów ludzkiej działalności (np. mistrz cukiernictwa albo mistrz muzyczny) lub tworzy wokół siebie aureolę specyficznie rozumianej „świętości”, pewien czar etycznej i intelektualnej doskonałości, powab nieskalanego życia, którego „sanktuarium”, ma kryć w sobie tajemnicę życia pełnego i sensownego. Rozdziały i pojednania wpisane są w egzystencję człowieka. W życiu św. Edyty Stein (1891-1942) – patronki Europy – te dwa pojęcia spotykają się na nowo w ich źródłowym znaczeniu.
Światło z Wrocławia
Edyta Stein ujrzała światło dzienne we Wrocławiu 12 października 1891 roku. Przyszła na świat w święto Jom Kippur – żydowski Dzień Pojednania. Jej matka, praktykująca żydówka, przypisywała temu faktowi szczególne znaczenie. Edyta była jedenastym i ostatnim dzieckiem Sigfrieda i Augusty Stein. Jej ojciec, pierwszy mistrz w życiu dziecka, umiera w lipcu 1893 roku, nie pozostawiając w pamięci Edyty żadnego bezpośredniego wspomnienia. Edyta nie ma jeszcze ukończonych dwóch lat, gdy odchodzi ojciec. Zbyt wczesna śmierć jednego z rodziców może pozostawić w świadomości człowieka głębokie przekonanie, że mistrzowie odchodzą – że ich ostatecznie nie ma. Może wtedy umrzeć wiara w ich istnienie. Bywa jednak inaczej. Taka śmierć jest w stanie wyostrzyć głód mistrza, wzmocnić jego poszukiwanie. Pozostaje matka ze swoją duchową i kupiecką zaradnością. Poprzez nią przepływają wspomnienia o wybitnych osobach z rodziny – swojego męża rzadko wspomina. Znaczącą rolę w życiu Edyty odegrało rodzeństwo. Wśród sióstr i braci na szczególną uwagę zasługuje brat Paul (ma dwadzieścia jeden lat, gdy umiera ojciec). Jego szerokie zainteresowania, szczególnie literaturą i sztuką, naznaczają wrażliwe dziecko. Po latach Edyta Stein wspomina: „Potrafił [Paul] mnie całymi godzinami obnosić na plecach po pokoju, podczas gdy ja się trzymałam jego włosów; śpiewał mi przy tym niestrudzenie studenckie i ludowe piosenki. Ku swojej i mojej przyjemności pokazywał mi często obrazki w wielkiej Historii literatury i pytał mnie, kogo lub co one przedstawiają; w swoim zapale zasłaniał przy tym napisy, choć jeszcze wcale nie umiałam czytać”1.
Studia we Wrocławiu to czas zdobywania wiedzy w niepojętym wręcz zakresie: germanisty-ka, historia, język grecki, psychologia (u profesora Wiliama Sterna), filozofia itd. Tęsknota za mistrzem, a jednocześnie w paradoksalnym napięciu ukryta wątpliwość dotycząca możliwości jego istnienia, sprawić mogą, że poszukujący sam może kreować siebie na wszystko ogarniającego „mistrza”, który wypełni głód, szukających jego obecności, uczniów. Taka postać w oczach najbliższych może budzić podziw i zaniepokojenie związane z pewną przemądrzałością i bezkrytycznością tego dramatycznego „mistrza”. Bolesne i oczyszczające musiały być dla Edyty Stein słowa Hugo Hermsena (związanego z działającą we Wrocławiu Grupą Pedagogiczną). Usłyszała je w momencie pożegnania ze środowiskiem wrocławskim: „«Życzę pani, aby spotkała w Getyndze ludzi, którzy by jej odpowiadali. Tutaj stała się pani za bardzo krytyczna». Te słowa mocno mnie dotknęły. Nie byłam przyzwyczajona, aby mnie ktoś ganił. W domu nikt nie śmiał mi się sprzeciwić. Moje koleżanki darzyły mnie miłością i podziwem. Trwałam więc w naiwnym złudzeniu, że wszystko jest we mnie w porządku, co zdarza się często ludziom niewierzącym, wyznającym zasady idealizmu etycznego. Jeśli ktoś zachwyca się tym, co dobre, wierzy, że sam już jest dobry. Uważałam też, że mam prawo potępiać bezlitośnie wszystko, co wydawało mi się negatywne, a więc słabości, pomyłki i błędy innych, czasem nawet w sposób drwiący i ironiczny”2.
Fenomenologiczni mistrzowie
W roku 1913 przybywa na dalsze studia do Getyngi. Jednym z motywów jest Edmund Husserl, o którego działalności słyszała już w czasie studiów we Wrocławiu. Zanim dojdzie do spotkania z Husserlem, składa kurtuazyjną wizytę jego współpracownikowi Adolfowi Reinachowi: „Byłam po tym pierwszym spotkaniu bardzo szczęśliwa i pełna głębokiej wdzięczności. Zdawało mi się, że dotąd jeszcze żaden człowiek nie podszedł do mnie z taką bezinteresowną dobrocią serca. Świadczyć miłość bliskim i znanym od lat przyjaciołom – to jeszcze mogłam zrozumieć. Tu jednak zachodziło coś zupełnie innego; jakbym po raz pierwszy ujrzała całkiem nowy świat”3.
Od Husserla (którego odtąd nazywa mistrzem) Edyta Stein bierze metodę, której będzie wierna aż do końca życia. Fenomenologia, z jej założeniem istnienia obiektywnego świata, uczy cierpliwego spojrzenia, zawieszenia zbyt szybkich sądów, rezygnacji ze swoich uprzedzeń i przesądów wobec zastanej rzeczywistości, zgody na nieraz długi i zawsze pokorny proces poznawczy, w wyniku którego rzeczywisty fenomen może „odwdzięczyć się” odsłonięciem swojej istoty. Blask tej istoty umożliwia wszelkie rzetelne poznanie. To niejako tą metodą odkrywa chrześcijaństwo. Wyraźnie można to zauważyć w spotkaniu z Maxem Schelerem: „Pierwsze wrażenie, jakie na mnie wywarł Scheler, było fascynujące. Nigdy już potem nie widziałam u żadnego człowieka tak czystego «fenomenu geniusza». Z jego wielkich niebieskich oczu bił blask jakiegoś wyższego światła […]. Scheler mówił z wielką dobitnością i dramatyczną żywością. Słowa, które szczególnie lubił (np. czysta prawda), wymawiał z nabożeństwem i czułością […]. Dla mnie, jak i dla wielu innych, było rzeczą jasną, że jego wpływ w tamtych latach wykraczał daleko poza ramy filozofii. Nie wiem, w którym roku powrócił Scheler do Kościoła katolickiego, ale zapewne niewiele lat przedtem. W każdym razie, w tym właśnie czasie przepełniały go idee katolickie i umiał dla nich zjednywać zwolenników całym blaskiem swego ducha i potęgą wymowy. Było to moje pierwsze zetknięcie się z nie znanym mi dotąd światem. Nie doprowadziło mnie jeszcze do wiary, ale otwarło pewien zakres «fenomenu», obok którego nie mogłam przejść jak ślepiec. Nie na darmo wpajano nam stale zasadę, abyśmy do każdej rzeczy podchodzili bez uprzedzeń, odrzucając wszelkie «obawy». Jedne po drugich opadały ze mnie więzy racjonalistycznych przesądów, w jakich wzrastałam, nie wiedząc o tym, i nagle stanął przede mną świat wiary. Przecież ludzie, których codziennie spotykałam, na których patrzyłam z podziwem – wiarą tą żyli. A więc musiała ona stanowić wartość godną co najmniej przemyślenia. Chwilowo byłam aż nadto zajęta innymi sprawami i nie zajęłam się systematycznie problemem wiary. Zadawalałam się tylko bezkrytycznym wchłanianiem impulsów, płynących z mego otoczenia, które – prawie niepostrzeżenie – przekształciły mnie wewnętrznie”4.
Z tęsknoty za Mistrzem
Czas kryzysu, także rozczarowanie przy próbie współpracy z Husserlem, sprawia, że Edyta Stein szuka głębiej. Poznaje chrześcijaństwo, odkrywa myśl św. Teresy z Avila i ostatecznie przyjmuje chrzest w kościele w Bergzabern 1 stycznia 1922 roku, a niedługo potem bierzmowanie. Rozpoczyna się w jej życiu znacząca znajomość i współpraca z pochodzącym ze Śląska Erichem Przywarą SJ (1889-1972). Owocem tej znajomości są między innymi tłumaczenia pism J. H. Newmana i św. Tomasza z Akwinu. Przywara poleca jej, jako duchowego „mistrza”, opata benedyktyńskiego klasztoru w Beuron – ojca Rafaela Walzera OSB (1888-1966). Ten wybitny duchowny wprowadza ją w głąb chrześcijańskiej duchowości. Ostatnie swoje dzieło Wiedza Krzyża poświęca jednemu z największych chrześcijańskich mistrzów – św. Janowi od Krzyża. Tutaj fenomenologiczna intuicja osiąga swoje dopełnienie. „Droga na Górę Karmel” to swoista duchowa, radykalna redukcja dana po to, aby odkryć istotę, czystą prawdę, ostateczną Osobę, której światło ukazuje rzeczywistość w jej definitywnym znaczeniu.
Nie można nie zauważyć, że poszukiwanie mistrza prowadzi Edytę Stein w świat ludzi świętych. Kim jest święty rozumiany jako mistrz? Jest nim ten, który wprowadza swojego ucznia w przestrzeń pomiędzy nada i todo (św. Jan od Krzyża) – nicość i wszystko. Odsłania tym samym ostateczny i najbardziej dramatyczny wymiar ludzkiej egzystencji. W swoim dziele Skończony i wieczny byt pisze s. Benedykta od Krzyża: „Moja egzystencja, bycie (Sein), tak jak je odnajduję, jest kruchym, słabym byciem (nichtiges Sein); nie istnieję sama z siebie i sama z siebie jestem niczym, w każdej chwili stoję przed nicością i muszę z chwili na chwilę tym byciem być obdarowana. Ale przecież to kruche bycie jest byciem i dlatego zwracam się w każdej chwili do Pełni Bycia (Fülle des Sein)“5.
Mistrzem jest ten, kto sam ma odwagę dotknąć obu tych biegunów, obu otchłani ludzkiego dramatu, stanąć „twarzą w twarz“ z nada i todo. Dopiero wtedy może towarzyszyć na tej drodze swojemu uczniowi. Doświadczenie „twarzą w twarz“ z nicością nie jest obce patron-ce Europy. W jej listach i autobiografii pozostały ślady tych „mrocznych doświadczeń“, których po latach nie uważa za bezużyteczne na drodze do „Pełni Bycia“. Już podczas studiów we Wrocławiu dają o sobie znać: „Straciłam zupełnie zaufanie do ludzi, z którymi na co dzień obcowałam, chodziłam jakby zmiażdżona strasznym ciężarem i nie umiałam niczym się cieszyć“6. Wspominając studia w Getyndze, pisze: „Ogarniało mnie coraz bardziej prawdziwe zwątpienie. Pierwszy raz w życiu stałam przed czymś, czego nie mogłam zdobyć moją wolą […]. Chlubiłam się często, że moja głowa jest twardsza od najgrubszych murów; teraz poraniłam sobie czoło, a nieubłagana ściana nie chciała ustąpić. Doszło nawet do tego, że życie wydawało mi się nie do zniesienia. Mówiłam sobie, że to wszystko nie ma sensu […]. Nie umiałam przejść przez ulicę, nie życząc sobie, aby przejechał mnie jakiś wóz. Gdy byłam na wycieczce, miałam nadzieję, że spadnę i nie wrócę żywa z powrotem“7.
Ślady tych trudnych wydarzeń odnajdujemy w liście do Romana Ingardena (w odpowiedzi na życzenie szczęścia w związku z kolejną rocznicą urodzin w 1918 roku): „Życzyć szczęścia, tak jak Pan to rozumie, nigdy mi Pan nie będzie. Ale w innym sensie może Pan to uczynić już dziś. Nie wiem, czy z moich wcześniejszych wypowiedzi mógł Pan wywnioskować, że pomału doszłam do chrześcijaństwa, pojmowanego ze wszech miar pozytywnie. Oswobodziło mnie to od życia, pod którym się ugięłam, a zarazem dało mi siłę, by życie przyjąć na nowo i z wdzięcznością. Mogę więc mówić o «nowym narodzeniu» (Wiedergeburt) w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Jednak to nowe życie tak ściśle wiąże się z przeżyciami ostatniego roku, że w żaden sposób nigdy nie uwolnię się od nich; będą dla mnie zawsze najżywszą teraźniejszością. Nie traktuję ich już jednak jako nieszczęścia, wprost przeciwnie, stały się częścią tego, co jest dla mnie najcenniejszą własnością […] nie powinien Pan również ani przede mną, ani przed sobą samym malować mirażu «szczęścia», które w moim odczuciu jest zupełnie nierealne i raczej odstrasza mnie niż pociąga”8.
Przy Mistrzu
Chrześcijaństwo, które odnajduje, to nie jest tylko spekulatywna wiedza, która może zadziwić wymagającego i rzetelnego filozofa. „Wiedza Krzyża”, która dla Edyty Stein jest „szczytem wszelkiej mądrości”9, związana jest z Osobą Chrystusa. On jest owym „Wszystkim”, przed którym trzeba mieć odwagę stanąć „twarzą w twarz”. Jednym z istotnych wydarzeń w Jej życiu było spotkanie z Anną Reinach – wdową po Adolfie Reinachu: „Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem i mocą Boską. Mocy tej krzyż udziela tym, którzy go niosą […]. Był to moment, w którym moja niewiara załamała się całkowicie […] i Chrystus zajaśniał: Chrystus w tajemnicy krzyża“10.
Odtąd w Nim odnajduje Mistrza. Rzetelna „redukcja fenomenologiczna” musi doprowadzić do doświadczenia śmiertelnej pustki, nicości, w której już nie ma niczego – oprócz Niego. W św. Janie od Krzyża odnajduje „głównego fenomenologa”, który nie bał się rzetelnie doprowadzić redukcji fenomenologicznej do nicości (nada). Często cytuje jego myśli: „Wiele sentencji odnosi się bezpośrednio do naśladowania Chrystusa; «Postęp w życiu duchowym nie jest możliwy bez naśladowania Chrystusa. On jest drogą, prawdą i życiem oraz bramą, przez którą musi przejść każdy, kto chce się zbawić […]. Pierwszą twoją troską powinno być rozpalenie gorącego pragnienia, aby we wszystkich pracach naśladować Chrystusa; staraj się każdą czynić tak dobrze, jakby to czynił sam Chrystus»“11.
„Nowe narodziny”, o których wspomina w wyżej cytowanym liście do Romana Ingardena, są możliwe tylko w Chrystusie. To nie jest tylko zewnętrzne naśladowanie, ale także przemiana w Mistrza12: „Wtedy przelewa się Jego boskie światło i życie; niszczy niepowstrzymanie wszystko, co staje w drodze […]. W osobie chrześcijanina dokonuje się nowe Wcielenie Chrystusa, równoczesne ze zmartwychwstaniem ze śmierci krzyżowej. «Nowy człowiek» nosi na swym ciele rany Chrystusa: wspomnienie nędzy, z której został wezwany do życia w szczęśliwości, cenę, jaka musiała być za to zapłacona. I odczuwa boleśnie tęsknotę za pełnią życia, zanim przez bramę rzeczywistej śmierci cielesnej wejdzie do światła bez cienia. Tak oto oblubieńcze zjednoczenie z Bogiem staje się celem, dla którego dusza została stworzona; odkupiona przez krzyż, osiągnęła wypełnienie na krzyżu i na całą wieczność nosi pieczęć krzyża”13.
To złączenie z krzyżem przełamuje także niebezpieczną tezę głoszącą rozdział szczęścia od cierpienia („Kto jest szczęśliwy, ten nie cierpi”). Szczęście nie opuszcza cierpiących. W sercu Chrystusa Ukrzyżowanego ukryte jest szczęście. Życie można stracić w nieustannej ucieczce od cierpienia. Jednym z powodów nieudanych związków, sfrustrowanych wspólnot jest niewkalkulowanie możliwości cierpienia – tego, że ono się pojawi. Gdzie jest napisane, że cierpienie automatycznie łączyć się musi z nieszczęściem? Gdzie jest napisane, że przyjemność wiąże się automatycznie ze szczęściem? Jest niebezpieczną iluzją naszych czasów sądzić, że brak cierpienia oznacza automatycznie szczęście. Ono w jakiś szczególny sposób obecne jest w sercu cierpienia. Podczas homilii w dniu kanonizacji Edyty Stein papież Jan Paweł II mówił: „Nowa święta naucza nas na koniec, że droga miłości Chrystusa prowadzi przez cierpienie. Kto naprawdę kocha, nie cofa się przed perspektywą cierpienia: godzi się na komunię cierpienia z umiłowaną osobą”14.
W Edycie Stein spotyka się mistrz i święty. Może właśnie święci mają największą odwagę wy-pełnić zadanie mistrza – wprowadzić w dramat pomiędzy niczym a wszystkim, piekłem i niebem. To Jej życie wypełnione jest przestrzenią pomiędzy nicością (aż po prochy Oświęcimia) a tym, który ośmiela się mówić „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). W tej przestrzeni już nic nie może się ukryć, nic bardziej rzetelnego nie może być odkryte. W Chrystusie odnalazła Mistrza, którego Blask Prawdy rozświetlił Jej życie: „Miłość Chrystusa była ogniem, który rozpalił życie s. Benedykty od Krzyża. Ten ogień ogarnął ją znacznie wcześniej, niż to sobie uświadomiła. Jako pierwszy cel Edyta Stein wyznaczyła sobie wolność. Przez długi czas była osobą poszukującą. Jej umysł niestrudzenie dociekał prawdy, a jej serce otwierało się na nadzieję. Z zapałem przemierzała niełatwą drogę filozofii i dlatego została ostatecznie wynagrodzona: zdobyła prawdę. Trafniej można powiedzieć, że została zdobyta przez prawdę. Odkryła bowiem, że prawda ma na imię Jezus Chrystus. Od tego momentu Wcielone Słowo było dla niej wszystkim. Wspominając ten okres swojego życia, już po wstąpieniu do zakonu karmelitańskiego, pisała w liście do pewnej benedyktynki: «Kto szuka prawdy, szuka Boga, czy jest tego świadom, czy nie»”15.
Zdjęcia, nagrania, wspomnienia
prosimy przesyłać na poniższy adres mailowy.
Większe pliki można przekazywać za pomocą Wetransfer.com, Google Drive lub Dropbox.
Celem nawiązania kontaktu
prosimy o podanie imienia, nazwiska, numeru telefonu (lub adresu e-mail).
Zastrzegamy sobie prawa skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.
+48 509 987 382
osoba odpowiedzialna
dr Ryszard Paluch
Wszelkie prawa do zawartych na stronie materiałów (utwory tekstowe, audio, foto, wideo i inne) są zastrzeżone i objęte prawem autorskim. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości serwisu internetowego www.kskrzysztofgrzywocz.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż, wykorzystanie do publicznego odtwarzania (całości lub fragmentów utworów) są - bez uprzedniej pisemnej zgody administratora - zabronione i mogą stanowić naruszenie ustawodawstwa o prawie autorskim.