Wstęp
<pMiałem szczęście jako student Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego w roku akademickim 2011/2012 uczestniczyć w zajęciach fakultatywnych prowadzonych przez ks. Krzysztofa Grzywocza, które nosiły tytuł Edyta Stein – życie i myśl. To doświadczenie dało mi możliwość wygłoszenia niniejszego referatu na sympozjum zorganizowanym przez Towarzystwo im. św. Edyty Stein we Wrocławiu (12 X 2018 r.). Poniżej staram się ukazać jak ks. Krzysztof odbierał życie i myśl św. Teresy Benedykty oraz jaki wpływ święta patronka Europy miała na jego posługiwanie.
W konferencjach, wykładach i publikacjach ks. Krzysztofa Grzywocza jednym z najważniejszych tematów jest temat więzi. Mawiał czasami: pokaż mi swoje więzi, a ja Ci powiem kim jesteś. Uważał, że chrześcijaństwo w swej istocie jest bardzo proste, chociaż nie łatwe. Ta prostota wyraża się w rozumieniu duchowości jako doświadczenia przyjaźni. Przyjaźni z Bogiem, drugim człowiekiem, sobą samym. Wszystko inne ma temu służyć. Z psychologicznego punktu widzenia przyjaźń to zdolność do budowania trwałych więzi, to główny przejaw dojrzałej osobowości. Przyjaźń jest darem w porządku łaski, natomist grzech jest nieumiejętnością (przeszkodą) budwania dojrzałych więzi.1 W jezyku rosyjskim przyjaciel to drug. On jest moim drugim – moim drugim ja. Troszczę sie o niego jak o siebie samego. Jeden daje drugiemu to czego mu brakuje, albo jest za słabe. W przyjaźni pozostaje ostatecznie miejsce na tajemnicę. Dlaczego akurat ten człowiek stał się moim przyjacielem? To też tajemnica przekraczająca ludzkie granice.2
Na jednym z wykładów ks. Krzszytof powiedział, że wiara w świętych obcowanie to także wiara w zbudowanie więzi przyjaźni ze świętymi, chodzi o realną więź, która uzupełnia to czego mi brakuje, może być to ralcja wręcz intymna i bardzo głęboka. Mówił, że warto mieć przyjaciół wśród świętych, nie tylko tych, którzy są nam dani za patronów, ale też wśród tych, którzy nas czymś pociągnęli, w których odkrylismy ukryte piękno. Dla ks. Grzywocza taką świętą przyjaciółką była bez wątpienia św. Edyta Stein.
Ks. Krzysztof bardzo cenił pracę Carla Gustava Junga, za którym uważał, że ważnym etapem rozowju człowieka jest dotarcie do wewnętrznego sanktuarnium, oczyszczenie (nastrojenie) go tak, żeby przekazywało niewyrażalny Blask3. Ten etap jest wspólny dla duchowości, psychologii i atropologii. Mówimy bowiem o wewnętrznej integracji człowieka i o ludziach czystego serca (Mt 5, 8). Tylko nastrojony instrument wyda piękną pieśń. Człowiek jest wartościowy istrumentem, najcenniejszym instrumentem świata, ale szybko się rozstraja. Nawet najdroższy fortepian regularnie trzeba stroić. Człowiek rozstrojony nie zbuduje harmonijnych więzi. Przyjaźń jest byciem przy – jaźni drugiej osoby. Serce nastraja się najlepiej przy sercu Jezusa i przy sercu drugiego człowieka. Tylko nastrojene serce potrafi właściwie nastroić inne.
Przyjaźń jest wzajemną troską o serce, czyli harmonijne wnętrze4. Najgłębiej nastraja człowieka spotkanie z osobą o wysokiej kulturze serca5. Z tego właśnie powodu wartościowa dla nas jest przyjaźń ze świętymi.
Ks. Krzystof ukazuje w swoich wykładach św. Edytę Stein jako osobę zintegrowaną, dojrzałą. Za przykład podaje to, że Edyta zawsze miała głębokie pragnienie szczęśliwego małżeństwa. Każdy człowiek nosi to intymne pragnienie, to znaczy że ma dobrze uporządkowane pragnienia. Ponadto jest osobą zdolną do przyjaźni przekraczjącej to co ludzkie. Spośród innych relacji, relację przyjaźni wyróżnia gotowość do oddania życia. Śmierć Jezusa, Apostołów, męczenników rozumiemy jako dar ze swojego życia, nie jako destrukcyjną stratę. Podczas Eucharystii modlimy się słowami: Uczyń nas wiecznym darem dla Ciebie (III Modlitwa Eucharystyczna). Edyta Stein mogła uniknąć śmierci, w Szwajcarii było przygotowane dla niej miejsce w klasztorze, mogła wyjechać. Niektórzy twierdzą, że było za późno. Ryzykowna teza – twierdzi ks. Grzywocz. Opuszczając klasztor w Holandii powiedziała do Róży, swojej siostry: Jedziemy umrzeć za naród. Nikt nie ma większej miłości, niż ten kto oddaje życie za przyjaciół swoich6. W swoich wykładach na temat Edyty Stein ks. Krzysztof poświęcał dużo miejsca na opowiedzenie życiorysu Świętej, przy czym uważam, że chciał przez hagiografię Edyty pokazać nam, sudentom, że świętość to normalność, to człowieczeństwo piękne i szlachetne. Nic tak nie przekona o Bogu, jak spotkanie z normalnym, to znaczy świętym człowiekiem – twierdził. Tęsknota za normą człowieczeństwa odnajduje w normalności swojej spełnienie. Nigdy nie brakowało świętych i ich spojrzeń – uważał – ale brakowało odwagi wiary w ich obecność7.
Zagdnienie wczucia.
Fenomenologia Edyty Stein i zagdanienie wczucia, które Edyta podjęła w swoim doktoracie obronionym w 1917 r. pod kierunkiem Edmunda Husserla w ośrodku uniwersyteckim w Getyndze8 wspisuje się w poszukiwania ks. Krzysztofa jako terapeuty i psychologa, ale także jako człowieka o niezwykłej wrażliwości i poziomie współodczuwania z niemal każdą osobą z jaką się spotykał.
Edyta Stein bierze od Husserla metodę, której będzie wierna do końca życia – pisał ks. Grzywocz. Fenomenologia uczy cierpliwego spojrzenia, zawieszaenia zbyt szybkich osądów, rezygnacji z uprzedzeń, zgody na długi i pokorny proces poznawczy, w wyniku którego rzeczywisty fenomen może odwdzięczyć się "odsłonięciem swojej istoty"9.
Podczas zajęć ks. Krzysztof mówił, że do chrześcijaństwa Edyta podchodziła jak do fenomenu, zgodnie z założeniem fenomenologii: bez uprzedzeń i przesądów, docierając do źródła. Ludzie głeboko wierzący, których spotyka Edyta są dla niej warci przemyślenia, spotyka ludzi uczciwych w swoich poglądach (Max Scheler, żona Reinaha). Ks. Krzysztof podkreślał, że wielkie wrażenie zrobiło na Edycie spotkanie codzienności z sacrum, gdy zaobserwowała jak kotoliczka z zakupami wstępuje na modlitwę do świątynii. To był dla niej prawdziwy fenomen, którego nie zauważyła w innych religiach, czy wyznaniach. Edyta zauważa też harmonijność fenomentologii i tomizmu. Tomizm zajmuje się obiektywnością bytu, a fenomenologia jego istotą.
Prawda jest harmonijna. Jej próbą połączenia tych dwóch nurtów jest analiza skończonego i nieskończonego Bytu – można znaleźć w tym dziele dużo głębokich myśli na temat związku filozofii z teologią – twierdził ks. Grzywocz.
W swojej posłudze i duchowości ks. Krzysztof z pewnością czerpał z doświadczenia Edyty, której nieobcy był problem empatii tak ważnej w budowaniu więzi i kierownictwie duchowym. Z wykładów odnotowałem, że wczucie dla Edyty nie jest poznaniem źródłowym, ale pośrednim. Człowiek zawsze pozostanie tajemnicą dla drugiego człowieka. Możemy się pomylić w naszym wczuciu, jest ono procesem, nie jednorazowym wydarzeniem. Zewnętrznie poznajemy tylko symptomy tego co dzieje się we wnętrzu, w źródle. To, że czasem wczucie jest nieobiektywne, nie znaczy że jest błędne. Wczucie nie musi być od razu współczuciem.
Ponadto nie umknęło uwadze ks.Grzywocza,że przełomowy mmomentem dla pracy nad problematyką wczucia w życiu Edyty było doświadczenie śmierci człowieka, której jako sanitariuszka, była świadkiem w szpitalu w Hranicach.Kiedy porządkowałam drobiazgi tego chudziny, wypadła z notesu zmarłego kartka z modlitwą o zachowanie jego życia, która dała mu żona. To mnie dogłebnie poruszyło. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, co po ludzku oznacza ta smierć10. Po zakończonej służby sanitarnej i powrocie do pisania doktoratu Edyta stwierdza: Nie mogłam zapomnieć tej strasznej zimy 1913/14 roku. Postanowiłam obecnie odłożyć wszelką wiedzę książkową i zacząć zupełnie od początku rzeczowe badanie problemu wczucia według metody analizy fenomenologicznej. Jakże inaczej wygladała teraz moja praca11.
Empatia wyrasta z samoświadmości. Im bardziej jesteśmy otwarci na własne emocje, tym skuteczniej odczytujemu uczucia innych12. Ta myśl Św. Edyty znajduje odzwierciedlenie w postawie i słowach ks. Krzysztofa, który twierdził, że we współczuciu odsłania sie pewne podobieństwo doświadczeń, przez co osoby stają się sobie bliskie, wzajemnie przenikają się ich światy. Współczucie powinno być formą miłości. Aby w ten sposób je przeżywać, warto zdać sobie sprawę, że nie dotyczy ono wyłącznie uczuć, lecz obejmuje całego człowieka. Współczucie jest przekroczenie własnego "Ja", jest pomostem łączącym osoby. W tym otwarciu otwiera się serce – wrażliwe wnętrzne osoby, jej intymny świat i tajemnica13. We współczującym spojrzeniu zostaje przekazana prawda o niepodważalnej wartości człowieka. "Jesteś wartościowy w moich oczach". Poczucie wartości pojawia się zawsze w przestrzeni spotkania14.
Między nicością, a Bogiem
Ks. Krzysztof Grzywocz w sposób szczególny poświęcał się towarzyszeniu osobom dotkniętym depresją. W notatkach z zajęć zapisałem, że śmierć prof. Adolfa Reinacha na wojnie, z którym Edyta była bardzo związana, wywołuje u niej głęboką depresję. To pogłebia jej związek z Ingardenem. Ingarden był przekonany, że śmierć Reinacha była poczętkiem głębokiej przemiany Edyty i otwarcia się na chrześcijaństwo.
Przy opisie depresji – twierdzi ks. Grzywocz – nierzadko pojawia się metafora nocy. Osoby opisujące swój stan mówią o ciemności, w której nie widać przyszłości i sensu. Metafora nocy pojawia się także w duchowości. Posługiwali się nią Jan od Krzyża, Teresa z Lisieux, Edyta Stein, Franciszek Blachnicki i wielu innych. Część teologów wyraźnie oddziela doświadczenie "nocy" od depresji, część widzi punkty styczne. Według nich ryzykiem byłoby sądzić, że ludzie święci są odporni na derpresję, że mogłaby być podważeniem ich świętości15.
W dynamice życia duchowego depresja jest dobrym momentem, żeby skonfrontować się z prawdą o kruchości ludzkiego życia bym wiedział, jak jestem znikomy (Ps 39, 5) Bóg stworzył człowieka z niczego -nicość jest więc miejscem jego narodzenia i w pewnym sensie towarzyszy mu przez całe życie ...życie moje jest jak nicośc przed Tobą (Ps 39, 6) Źródła człowieka nie znajdują sie w nim samym, lecz w Bogu. Wszystkie moje źródła są w Tobie. (Ps 39, 6) W swoim dziele O skończonym i nieskończonym Bycie pisze Edyta Stein: Moja egzystencja, bycie (Sein) jest kruchym, słabym byciem (nichtiges sein) nie istnieję sam z siebie i sama z siebie jestem niczym. W każdej chwili stoje przed nicością i muszę w każdej chwili byciem być obdarowana.16
Jak napisał w jednej z publikacji ks. Krzysztof: Edyta w Janie od Krzyża odnajduje głównego "fenomenologa", który nie bał się poprowadzić redukcji fenomenologicznej do samej nicości. Ostanie swoje dzieło poświęca własnie Janowi od Krzyża, w którym zapisuje, że Nowy człowiek, chrzecijanin, nosi w sobie rany Chrystusa, czyli wspomnienie nędzy z jakiej został wezwany do życia w szczęśliwości. I odczuwa boleśnie tęsknotę za pełnią życia. Złączenie z krzyżem przełamuje niebezpieczną tezę głoszącą rodział szczęścia od cierpienia. Szczęście nie opuszcza cierpiących. Życie można stracić w nieustannej ucieczce od cierpienia. Jednym z powodów nieudanych związków, sfrustowanych wspólnot jest niewkalkulowanie możliwości cierpienia – tego, że ono się pojawi. Jest iluzją naszych czasów, że brak cierpienia oznacza automatycznie szczęście. Podczas homilii w dniu kanonizacji Edyty Stein papież Jan Paweł II powiedział: Kto naprawde kocha, nie cofa się przed cierpieniem.17
Ks. Grzywocz zauważa, że Edyta doświadczyła cierpienia z powodu niespełnienia przyjaźni, kiedy dowiedziała się o małżeństwie Romana Ingardena. Sama pragnęła tego związku. Wyraziła to w jednym z listów, na który nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Gdy w relacji pojawia się cierpienie, wtedy należy je ofiarować za siebie nawzajem. Cierpienie, które nie jest ofiarowane, działa destrukcyjnie. Są sytuacje w których przyjaźń z jakieś powodu musi być osłabiona lub zakończona, lecz jeśli była prawdziwa, wtedy w głębszym znaczeniu trwa i przynosi owoce. Syn Romana Ingardena opowiadał, że ojciec do końca życia na biórku miał zdjęcie Edyty.18
Słowa podsumowania zaczerpnę od samego mistrza: Życie św. Teresy Bendykty to przestrzeń między nicością (aż po prochy Oświęcimia) a tym, który mówi: Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J15, 5) – pisał ks. Krzysztof - Jako pierwszy cel Edyta wyznaczyła sobie wolność. Przez długi czas była osobą poszukującą. Jej umysł niestrudzenie dociekał prawdy, a serce otwierało się na nadzieję. Z zapałem przemierzała niełatwą drogę filozofii i dlatego została nagrodzona: zdobyła prawdę. Trafniej mozna powiedzieć, że została zdobyta przez prawdę. Odkryła bowiem, że prawda ma na imię Jezus Chrystus.19
Przypisy
- ks. K. Grzywocz, W duchu i przyjaźni, „Zeszyty formacji duchowej” 2017, nr 77, s. 29.
- Tamże, s. 102.
- Tamże, s. 40.
- ks. K. Grzywocz, W duchu i przyjaźni, „Zeszyty formacji duchowej” 2017, nr 77, s. 38-39.
- Tamże, s. 42.
- Tamże, s. 80.
- ks. K. Grzywocz, Kto Mnie widzi, widzi i Ojca, „Pastores” 2000, nr 6, s. 44.
- B. Mróz, Psychologiczne wymiary empatii w twórczości naukowej i życiu Edyty Stein, [w:] Edyta Stein Godność Człowieka, red. J. Machnacz, Wrocław 2016, s. 123.
- ks. K. Grzywocz, Święci i mistrzowie. Rozważania w świetle zycia i myśli św. Edyty Stein, [w:] Z tęsknoty za mistrzem, red. J. Kurek, K. Maliszewski, Chorzów 2007, s. 58.
- Św. Teresa Benedykta od Krzyża, Dzieje pewnej rodziny żydowskiej, przeł. I. Adamska OCD, Kraków 2005, s. 436.
- Tamże, s. 482.
- B. Mróz, Psychologiczne wymiary empatii w twórczości naukowej i życiu Edyty Stein, [w:] Edyta Stein Godność Człowieka, red. J. Machnacz, Wrocław 2016, s. 135.
- ks. K. Grzywocz, Wybrane na drogę, Katowice 2017, s. 203.
- Tamże, s. 210.
- ks. K. Grzywocz, Wybrane na drogę, Katowice 2017, s. 234-235.
- Tamże, s. 239.
- ks. K. Grzywocz, Święci i mistrzowie. Rozważania w świetle zycia i myśli św. Edyty Stein, [w:] Z tęsknoty za mistrzem, red. J. Kurek, K. Maliszewski, Chorzów 2007, s. 61.
- ks. K. Grzywocz, W duchu i przyjaźni, „Zeszyty formacji duchowej” 2017, nr 77, s. 84.
- ks. K. Grzywocz, Święci i mistrzowie. Rozważania w świetle zycia i myśli św. Edyty Stein, [w:] Z tęsknoty za mistrzem, red. J. Kurek, K. Maliszewski, Chorzów 2007, s. 62.